O różnościach poważnie lub mniej poważnie.

Wstanie słońce nad lasem, ale nie dla mnie już…

Lubię czytać książki. Jeszcze bardziej lubię czytać te z gatunku fikcji naukowej. Jakoś tak się złożyło, że bliższe moim zamiłowaniom i zainteresowaniom są te z rodzaju science fiction. Jako, że jest ich trochę na półce, naszło mnie pewne ciekawe przemyślenie.

Często dzieła te podejmują tematy ważne. Są w nich więc zawarte rozmaite rozważania natury moralnej, światopoglądowej, na temat kondycji człowieka, jako cywilizacji i tym podobne. Gatunek jakim jest science fiction świetnie się do tego nadaje – w wykreowanych w fantazji autorów światach praktycznie nie ma rzeczy niemożliwych, a rozmaite wydarzenia i sytuacja są rewelacyjnym nośnikiem dla opisanych wyżej zagadnień. I tak, wraz z rozpoczęciem lektury mojego ostatniego nabytku – opasłego tomiska Metro 2033 – nie sposób mi oprzeć się bardzo silnemu wrażeniu. Moim wyborem padło na książki, które podejmują odpowiedź na pytanie o ludzi i Ziemię w bliższej lub dalszej przyszłości. I ta, krótko mówiąc, wcale nie kształtuje się różowo (przynajmniej w ostatnio czytanych przeze mnie utworach).

Po ich przeczytaniu w niepamięć idą wszelkie aspiracje i ambicje wielkich umysłów dzisiejszego świata; marzenia o idealnym świecie doskonałej technologii, wizja gatunku homo sapiens jako najwyższego szczebla w intelektualnej drabince ziemskich stworzeń. Czy wreszcie człowieka jako budowniczego prawdziwego raju, a Ziemi jako pięknej planecie. Zamiast tego świat przyszłości jest brudny, zniszczony, skorodowany, uśmiercony wojnami, czy kataklizmami…

I tak sobie myślę, że gdzieś coś zmieniło się w postrzeganiu tego wszystkiego co nas otacza. Stereotyp wspaniałej przyszłości cegiełka po cegiełce rozpada się z każdą kolejną książką.  Trochę to smutne, że człowiek w rozumieniu świetnych autorów – ludzi, którzy swoimi książkami zabrali głos w niekończącej się chyba dyskusji o człowieczeństwie i jego postrzeganiu – upadł tak nisko. To ludzie – my, w, bądź co bądź, przerażających wizjach pisarzy jesteśmy zamiast budującymi – niszczycielami, zamiast obrońcami – zabójcami, najbardziej okrutnym z gatunków, zabijającym dla samej chęci zabijania i chełpiącym się dziełem zniszczenia.

Z drugiej strony patrząc oczyma wyobraźni, spoglądając na obskurne, brudne linie moskiewskiego metra w powieści Glukhovskiego, czy choćby na  zdegenerowany świat w Drodze McCarthy’ego, nie sposób nie docenić tego co (jeszcze?) mamy.  Osobiście wobec tego wszystkiego uderzyły mnie słowa w tytule dzisiejszego postu, zaczerpnięte z Metro 2033. Tak dziwnie martwię się, żebym kiedyś gorzko, jak Suchy, nie zaśpiewał: Wstanie słońce nad lasem, ale nie dla mnie już…  Człowiek zbyt łatwo ulega emocjom. Ech…

Być może zwykłym zbiegiem okoliczności było, że czytane przeze mnie książki, podejmowały wspólną tematykę. Ale w sumie, dobrze się złożyło. Czasami taki mocny, emocjonalny kopniak pomaga.

Pobierz w PDF

Jedna odpowiedź

  1. gww15

    Mocny wpis 🙂

    30 października 2011 o 17:58

Dodaj komentarz